Adam Szczerkowski został wysłany do obozu koncentracyjnego Buchenwald za „zakazane kontakty z niemieckimi kobietami”. SS zamordowało go w publicznej egzekucji.
Adam Szczerkowski pochodził z Działoszyna k. Wielunia w województwie łódzkim. Tuż przed II wojną światową wrócił wraz z rodziną do Polski z Francji, gdzie przez pewien czas pracował jako górnik. Walcząc w kampanii wrześniowej, trafił do niewoli w obozie jenieckim w Niemczech. Po zwolnieniu z obozu musiał pozostać w III Rzeszy na robotach przymusowych. W 1940 r. Szczerkowski został przydzielony do pracy w gospodarstwie rolnym w miasteczku Hohenleuben w Turyngii, gdzie – podobnie jak w innych niemieckich miastach i wsiach – przebywało wielu polskich robotników przymusowych. Niektórzy z nich, w tym Adam Szczerkowski, spędzali wolny czas z Niemkami, chociaż takie kontakty były surowo zabronione ze względu na łamanie ustaw rasowych. Ludność Hohenleuben początkowo tolerowała taki stan rzeczy, jednak w lipcu 1941 r. grupa ta została zadenuncjowana. Kobiety publicznie upokorzono – ciągnięto je przez miasto na wózku z napisem „zdradziły niemiecką krew”. Lokalni funkcjonariusze NSDAP obcięli im włosy na rynku na oczach ciekawskiego tłumu, a następnie aresztowało je Gestapo. Mężczyzn, w tym Adama Szczerkowskiego, wysłano do obozu koncentracyjnego Buchenwald, gdzie przez dziesięć miesięcy zmuszani byli do pracy w jednym z najcięższych komand roboczych w kamieniołomie.
11 maja 1942 r. Szczerkowski, wraz z innymi osiemnastoma więźniami, został zabrany przez SS do miasteczka Poppenhausen. Tam wszystkich Polaków stracono w pokazowej egzekucji, będącej odwetem za śmiertelne pobicie niemieckiego policjanta przez dwóch polskich robotników przymusowych. Tego dnia powieszono jednego ze sprawców pobicia, a także niemających nic wspólnego z tym zdarzeniem dziewiętnastu polskich więźniów Buchenwaldu.
Egzekucja, która miała być przestrogą dla innych robotników przymusowych pracujących w tym regionie, stała się lokalnym widowiskiem. Oprócz przedstawicieli partii przybyli na nią również niemieccy cywile w charakterze gapiów. Obecny przy tym wydarzeniu miejscowy proboszcz zanotował później w swojej kronice parafialnej: Spieszę się! Spotkaliśmy zaciekawione kobiety, przedzierające się przez las, by dotrzeć na miejsce. „Już się zaczęło! Pierwsi z nich już wiszą!”, wołały do nas bezdusznie… Za moment widzimy tłum – 500, 700 osób! W tym wiele kobiet i dziewcząt. Adam Szczerkowski miał 37 lat. Pozostawił żonę oraz trzy córki, które o tragicznych okolicznościach jego śmierci dowiedziały się po siedemdziesięciu latach.